7 czerwca 2015

Idzie rezerwa!

Pamiętam wakacje na początku lat dziewięćdziesiątych - często wtedy jeździłam pociągami, nawet na obozy harcerskie tak się podróżowało. Niesamowite, tak teraz myślę. W trakcie tych podróży wydarzało się mnóstwo ciekawych rzeczy, takich jak spanie na podłodze w korytarzu czy granie całą noc na gitarze. Wesoło było.

Często spotykało się podróżujących rezerwistów ubranych w dziwne chusty. Trochę się ich baliśmy, przyznam. Szli po dworcach i ryczeli jak ranne bawoły. Często półnadzy, odziani jedynie w kiczowata baby w wyuzdanych pozach, nietrzeźwi. Takim lepiej było nie wchodzić w drogę...



Od dwóch dni mam deja vu. 

Po ulicach snują się grupy dziwnie ubranej młodzieży. Wielu ma na sobie jakby mundurki i biało granatowe czapki. Trzyma niebieskie i żółte baloniki - i nie ma to związku z Dniem Narodowym, który przypada 6 czerwca. Często jeżdżą kabrioletami, napakowani w nie jak hindusi w autobus, trzymają w rękach piwo. Głośno trąbią i coś ryczą, kilka razy nerwowo hamowałam w czasie jazdy przez miasto, nieprzyzwyczajona do takich dźwięków na spokojnych ulicach Szwecji...

Czasem pojazd nie jest kabrioletem tylko ciężarówką z otwartą paką... na niej kupa młodzieży.


Rezerwa idzie do cywilaaaa!!! Czyli szwedzka młodzież świętuje zakończenie liceum. A cała impreza nosi nazwę STUDENTEN.

Kiedyś świętowanie było powiązane ze zdaniem matury, ale od 1968 roku w Szwecji nie ma matury... ponoć potem świetowanie mocno podupadło, by w latach osiemdziesiątych wrócić z impetem - większym niż kiedykolwiek kiczem, większą ilością alkoholu i większą rozwiązłością. Niektórzy mówią, że to w związku z osłabnięciem tradycji bierzmowania, która była powszechna. Teraz jedynym świętem wspólnym większości młodzieży jest właśnie zakończenie szkoły, stąd rozmach. Oczywiście za "zakończenie roku" trzeba sporo zapłacić, cała klasa solidarnie składa się na paradę ciężarówką. A media i władze gmin ostrzegają przed nadmiernym piciem alkoholu...
 



W sklepach królują ciasta w kształcie czapki, tudzież w kolorach niebiesko-żółtych. W zasadzie nie wiem dlaczego, co ma świeto szkoły wspólnego z flagą i barwami Szwecji...? No ale przyjęto taką konwencję.


W Mormors Bageri sprzedawali piękne niebieściutkie ciasta. Kami był strasznie rozżalony, że mu kupiliśmy inny kawałek - tamten trzeba było wziąć w całości. Nie chciał uwierzyć, że pomarańczowy marcepan smakuje tak samo jak niebieski...


(Zdjęcia pochodzą z internetu, z różnych stron)

12 komentarzy:

  1. Czcigodna Olu
    Bardzo mnie zaskoczyłaś tym stwierdzeniem:
    b>"Niektórzy mówią, że to w związku z osłabnięciem tradycji bierzmowania, która była powszechna."
    W Szwecji, BYŁYM kraju protestanckim, kiedyś powszechna była KONFIRMACJA. Czyli przyjęcie do grona parafian młodzieży około piętnastego - szesnastego roku życia. Poprzedzone naukami, ale nie będąca żadnym sakramentem (mamy ich dwa).
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Niedźwiedziu,
      Po polsku "konfirmacja" to bierzmowanie - może w Waszym kościele używa się łacińskiego słowa, ale nie słyszałam by istniało ono w języku polskim... dlatego napisałam "po naszemu" bierzmowanie

      pozdrawiam!

      Usuń
    2. Czcigodna Olu
      Można polemizować, czy w języku polskim słowo "konfirmacja" istnieje. Twierdzę, że jak najbardziej istnieje, skoro 120 tysięcy polskich protestantów go używa. A gdybyś któregokolwiek z nich spytała, czy przystąpił do bierzmowania, na pewno odpowiedziałby, że z definicji nie przystąpił i nigdy nie przystąpi. Bo przecież nie jest katolikiem.
      Słowo konfirmacja używane jest przez protestantów na całym świecie i w żadnym języku nie stosuje się jakiegoś lokalnego synonimu. Więc z tym szwedzkim bierzmowaniem wyszło trochę tak, jak gdyby korespondent prasy izraelskiej w Polsce napisał w swojej gazecie, że katolik przystępujący do ślubu kościelnego musi być po bar micwie.
      Takich problemów lingwistycznych jest w Polsce więcej. Po rosyjsku słowa pop i popadia nie mają negatywnego zabarwienia uczuciowego. A w Polsce duchownego prawosławnego należy nazywać księdzem, o ile nie chce się go obrazić. Bo dla nich pop brzmi równie pogardliwie, jak dla duchownego katolickiego katabas czy klecha.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
    3. Niedźwiedziu, nie czepiaj się samego słowa - użyłam go w dobrej wierze, bo nie miałam pojęcia, że w języku polskim uzywa się słowa konfirmacja
      jest ono zupełnie neutralne, podczas gdy "klecha" czy "pop" jest pogardliwe, przesadzasz trochę...

      Usuń
    4. Czcigodna Olu
      Jeżeli poczułaś się urażona, to oczywiście przepraszam. Chodziło mi o ścisłość. Bo dla polskich protestantów konfirmacja jest ostatnią rzeczą na świecie, z którą skojarzyliby słowo "bierzmowanie". W powszechnym odbiorze zarezerwowane dla katolików. Ludzie lepiej zorientowani wiedzą, że występuje ono i w prawosławiu, też jako sakrament. Tyle tylko że najczęściej jest łączone z chrztem.
      W polskim Kościele Luterańskim (nazwa potoczna, ale chętnie używana, bo wiadomo o kogo chodzi) używa się wymiennie słów "ksiądz" i "pastor". Na czele diecezji stoją biskupi, a głową naszego polskiego KEA jest biskup "krajowy". Też nazwa potoczna, by odróżnić go od biskupów "diecezjalnych". Biskupami są też zwierzchnicy innych polskich kościołów protestanckich. Ale już za granicą często zwierzchnika krajowego kościoła protestanckiego tytułuje się superintendentem. Jak choćby zwierzchnika szwajcarskiego Kościoła Kalwinistycznego, który kilka lat temu odesłał na drzewo pedałów, domagających się "ślubów" kościelnych.

      Usuń
    5. Drogi Niedźwiedziu, no to mamy wszystko wyjaśnione :)

      pozdrawiam!

      Usuń
  2. Jak widzę zdjęcia podchmielonej (i może naćpanej) młodzieży sama nbie wiem czy oni czy też wspomniana rezerwa są groźniejsi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Eri...
      podchmielonej, czyli też naćpanej /mniej lub bardziej/... tak?... po co to rozróżnianie?...
      ale mniejsza o to...
      zaręczam Ci, że nawet wśród tych nawalonych rezerwistów mogłabyś się czuć full bezpiecznie /co najwyżej czasem zniesmaczona zbytnią rubasznością/... a co dopiero wśród tej młodzieży, dla której wyartykułowanie słowa "dupa" jest wydarzeniem, o którym się opowiada potem przez kwartał...

      Usuń
    2. szwedzka młodzież akurat ma doświadczenie w byciu podchmielonymi... więc miasta nie demolują
      ja jednak bardziej bałam się rezerwistów :)

      Usuń
    3. @Ola...
      co do rezerwistów to sprawa wygląda ciekawie... a raczej wyglądała, bo to już historia...
      człowiek naćpany alkoholem budzi pewne zrozumiałe obawy, bo ten narkotyk rzeczywiście potrafi wygenerować agresję i bynajmniej nierzadko...
      z drugiej strony u tych rezerwistów działał pewien zbiorowy mechanizm kontrolny wmontowany w cały ich rytuał, że jakieś ekscesy ze strony takiej grupy były naprawdę niezmierną rzadkością...
      pamiętam, że funkcjonowali jako pewien nieszkodliwy folklor... co prawda wzbudzali pewien wspomniany wcześniej niesmak, ale pomieszany z dużą dozą sympatii... jakby nie było, w tamtych czasach żołnierze z poboru byli ofiarami systemu i zawsze byli życzliwie traktowani...
      zaś gdy taki rezerwista podczas rytualnego "pochodu" w chustach przegiął /alkohol to alkohol/, grupa sama reagowała i załatwiała sprawę między sobą...

      Usuń
  3. chyba to nienowa tradycja i niekoniecznie szwedzka, tylko bardziej skandynawska... na podobne święto natknąłem się kiedyś w Oslo o podobnej porze...
    zbyt dużo czasu do obserwacji nie było, ale tłumaczyliśmy sobie całe zjawisko tak, że sztywne, socjalistyczne państwo kanalizuje naturalną spontaniczność młodzieży, dając wentyl bezpieczeństwa w postaci pozwolenia na ów spontan według grafika... zezwala nawet wtedy na tak "strasznie niebezpieczne" zachowania, jak opróżnienie publicznie butelki narkotycznego napoju, okrutnie karane na co dzień...
    zjawisko "dawania luzu" ludowi jest znane od czasów Sumerów, ale ta skandynawska wersja wydaje mi się jakaś sztuczna, plastikowa... fajnie ta młodzież wygląda, radośnie, ale coś tu w tym brakuje, tej autentyczności, tej pozytywnej energii, tego "czegoś z sensem"... po prostu, uwolniono je ze smyczy i biegają po wyznaczonym terenie... biegać, aby nabiegać... bo jutro znowu do klatki...
    w sumie smutne to jakieś jest...
    pozdrawiać :)...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie znam norweskich tradycji, przyznam

      a co do autentyczności to Szwedom brakuje jej zdefinicji... polecam post pod tytułem "Tyrania Równości" - parcie do unikania konfliktów za wszelką cenę jest tak silne, że nikt nie wyłamie się
      tutaj też - wszyscy się nawalają więc nie zrobienie tego, co większość klasowa byłoby porównywalne z byciem łamistrajkiem

      w ogóle Maciej Zaremba ciekawie określił społeczeństwo szwedzkie - jako miejsce testowania wszystkich nowych rozwiązań na masową skalę
      ponoc producenci różnych nowych rozwiązań od dawna to wiedzą i tak robią... bo szwedziki wszystko łykają, natychmiast i bez zastanowienia ("skoro rząd to proponuje to musi być dobre"), czkawka która przyjdzie po czasie wywoła zdziwienie i kolejną falę eksperymentów w "leczeniu problemu"

      pozdrawiam!

      Usuń



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...